36. ULICA Festival

Fuzja ulicznych wrażeń

Początek wakacji to zwykle koniec sezonu dla teatrów repertuarowych. Zamykane są drzwi na widownię, zaciągane są żelazne kurtyny, a fotele ukrywa się pod pokrowcami. Mimo to, nie ma próżni w kulturze, a to za sprawą teatru ulicznego. Korzystając z uroków pogodny, artyści mogą w przestrzeni miast wypełniać lukę w kulturze. W ten sposób już po raz trzydziesty szósty ULICA Festival, organizowany przez Teatr KTO, zagościł w różnych przestrzeniach Krakowa.

Przez cztery dni mieszkańcy, ale i tłumnie odwiedzający miasto turyści, mogli zobaczyć gamę ulicznych przedstawień, począwszy od typowo cyrkowych popisów, przez teatr ognia, spektakle marionetkowe, aż po repertuarowe produkcje KTO i artystów współpracujących z tą instytucją. Mnogość wrażeń i niezwykle bogaty program dowodzą, że teatr uliczny ma się całkiem dobrze. Nie jest to tylko zabawianie przechodniów, a równie profesjonalny teatr jak ten, który oglądamy pod dachami wymyślnie urządzonych gmachów.

Małe formy były najpopularniejsze w tegorocznej edycji. Zachwycały występy artystów specjalizujących się w teatrze lalkowym. Bence Sarkadi z Węgier reprezentuje prawdziwie mistrzowski poziom. Spektakl „Budapesztańskie marionetki” to splot kilku historii, które łączy wysoka jakość wykonania marionetek i kunszt ich animacji, przykładem trójgłowy smok czy artysta uliczny, trzymający w ręce malutkiego pajaca – animator nadaje mu osobny charakter. „TIK-TAK” Alexa Pirasa jest poetycką opowieścią o sztuce cyrkowej, jej sensie i prawach nią rządzących. Za sprawą maski arlekina i kilku marionetek włoski artysta odkrywa magię kryjąca się w czerwonym nosie – najmniejszym elemencie stroju klauna – nie wypowiadając ani słowa.

Bez słów obszedł się też Mauricio Riobó, prezentując bajkę „Szczeniak Fofi”. Aktor wciela się w rolę opiekuna pieska i animuje zwierzaka. Mimo że przedstawienie przygotowane jest dla młodych widzów, chilijski artysta nie boi się poruszyć tematu śmierci, chce powiedzieć, że trzeba być odpowiedzialnym za zwierzęta. Ubrana na czarno śmierć, skonstruowana z kości, nie przerażała, pełni rolę wskazówki, dzięki której bohater otrzeźwiał i wrócił po pozostawionego w lesie zwierzaka.

Laura Cortés z Hiszpanii w pomysłowy dramaturgicznie sposób przedstawia dobę z życia leniwego boya hotelowego. Pokojami są małe walizki, artystka umieszcza w nich marionetki głównego bohatera i starszej damy, goszczącej w hotelu. „Ruletki” grupy Cía ELe to miniatura w wykonaniu dwóch aktorek, animujących marionetki młodego chłopaka i starca, konfrontacja młodzieńczej siły i nieokrzesania z doświadczeniem życiowym i zgorzkniałością.

Tegoroczna edycja festiwalu miała dużą reprezentację pokazów klaunów. Hugo Miró kostiumem i makijażem nawiązywał do pierwszych niemych filmów. Wykorzystując przesadną mimikę występujących w nich aktorów, hiszpański artysta dialogował z publicznością, nie używając słów. Roztaczał aurę serdeczności, niemal dziecięcej błogości i radości życia. Simonowi Moreau w „L’Escale” za scenografię posłużył stelaż, przypominający bujający się statek, a kojąca atmosferę budowała instrumentalna muzyka. Artysta zabrał widzów w rejs na odległą wyspę, gdzie przebijając się przez wybujałą roślinność, pokonując strumień, dociera do skarbu. Wszystko za pomocą wyobraźni. Piękny i spokojny spektakl, tak róży od pozostałych, które zwykle były głośne i wymagały od widzów dużej interakcji z artystami.

Najbogatszą ofertę zaprezentował organizator, czyli Teatr KTO. Można było zobaczyć nie tylko jego repertuarowy klasyk – „Peregrinus”, opowieść o dążeniu do szczytów kariery zawodowej, usianej licznymi przeszkodami. Z nowszych propozycji obejrzeliśmy „Arcadię”, mającą premierę przed rokiem, taneczną opowieść o egzystencji człowieka, rozpoczynająca się pogrzebu. Artyści wykorzystując ławki, odgrywają sceny od opieki nad małym dzieckiem, poprzez wczesnoszkolne przepychanki, pierwsze miłości i ślub symbolizujący życiowe spełnienie.

Poszukiwaniu sensu egzystencji były poświęcone „Żywoty świętych osiedlowych. Dzielnica XIII”, ubiegłoroczna produkcja. Przedstawienie traktuje o ludziach wykluczonych. Był to najbardziej zbliżony do teatru dramatycznego spektakl festiwalu. Tekst Lidii Amejko, przesycony realizmem magicznym, fascynował, a fakt usytuowania w jednej z bram dzielnicy Podgórze sprawiał, że aktorzy zdawali się realnymi mieszkańcami okolicy. Kilka kroków od tego miejsca, na rynku Podgórskim, miała miejsce premiera Teatru KTO. „C’est la vie” w reżyserii Krzysztofa Niedźwiedzkiego łączyła trzy odmienne w czasie epoki, zestawiając sylwetki małżeństw sprzed wieku, z przełomu wieków i współczesne. Pary, mimo że różniące się strojem, ekspresją i rodzajem relacji, mierzą się z podobnymi problemami. W końcu nie ważne, kiedy i gdzie się żyje, rutyna i schemty zachowań zawsze nas dopadną.

„Warunki zabudowy” Artiego Grabowskiego to spektakl-performans przygotowany ze Zbigniewem Szumskim, fuzja sztuk plastycznych, wizualnych i teatru. Grabowski wciela się we współczesnego szamana, ubrany w roboczy strój, usiłując odczynić zło, które tworzy człowiek rozmiłowany w porządkowaniu przestrzeni, budowaniu pomników i pracy ku czci innych ludzi. Monolog odnosi si do wydarzeń z takich miejsc, jak plac Niebiańskiego Spokoju w 1989 roku, plac Trzech Kultur w 1968 roku, czy historie związane z murami berlińskim, palestyńskim, chińskim i meksykańskim. Świat mimo postępu, nieustannie zwalcza nieproszonych gości – to cierpka diagnoza.

Na Kazimierzu obejrzeliśmy dwa wydarzenia, które traktowały o eksterminacji Żydów. Na placu przed Starą Synagogą wystąpił Koniński Teatr Tańca ze spektaklem „Sztetl”. To lokalna historia, oparta na książce „Uporczywe echo” Theo Richmonda, którego korzenie tkwią w Koninie. Wykonawczynią nic nie można zarzucić: dopracowana choreografia, doskonałe synchrony, ciekawe fragmenty książki, przejmująca muzyka, ale… odczuwało się, że spektakl został tak przygotowany, aby się podobał i wzruszał. Inaczej w przedstawieniu „Przybyli”. Jūratė Širvytė-Rukštelė i Adrian Schvarzstein, ubrani w stroje jak z początku dwudziestego wieku, przechadzali się ulicą Szeroką, zachowując się jak ludzie z tamtych czasów. Przyszli tu, by znów cieszyć się życiem, jakby nie było wojny.

Pisać o atrakcjach i artystach tegorocznej edycji festiwalu, można by jeszcze długo. Mnogość wrażeń pozwalała stwierdzić, że niezależnie od wieku, każdy może się świetnie bawić i uruchomić wyobraźnię, oglądając uliczne widowiska. Wystarczy jeden gest, drobny grymas artysty, a ma się przed sobą latynoskiego macho, życiową ciamajdę lub pełnego wigoru rockmana.

Udostępnij: