Powrót do Remis

Tożsamość a ja

Teatr, który niestety już prawie od roku znalazł się w przestrzeni wirtualnej przestaje być atrakcyjny – przynajmniej dla mnie. Ekran laptopa – zamiast sceny, łóżko – zamiast fotela, zbyt głośno liżący się kot – zamiast irytujących szeptów współgolądających… Nie da się skupić uwagi przed kawałkiem plastiku, pokazującym co na scenie dłużej niż 30, góra 45 minut, ale cóż tak jest bezpieczniej, trzeba wytrwać w tej substytutycznej rzeczywistości jeszcze trochę. Pociesza znajomość historii: zarazy kiedyś zawsze się kończyły, teatr trwa nieustępliwie od starożytności, ludzie w kryzysie potrafią zaskakiwać pomysłowością… w końcu doczekam powrotu na duszne sale, przyjemnie pachnące artystycznym kurzem.

W onaljnowym znurzeniu trwałem do niedawna, na szczęście ze zmianą kalendarza przyszło nowe -“Powrót do Remis”(1) w reżyserii Katarzyny Kalwat. Spektakl, to pastisz telewizyjnego wywiadu z osobistością – w tym wypadku francuskim filozofem Diderem Eribonem, autorem książki, z której zaczerpnięto tytuł spektaklu.

Zgodnie z sugestiami gospodarzy programu (Jaśmina Polak i Yacine Zmit), jest to dzieło, które każdy musi przeczytać, nie wspominając o posiadaniu w domowej biblioteczce. Od razu też widać, że nic więcej się za tymi słowami nie kryje, jak tylko moda na bycie obeznanym z poczytnymi tytułami. Nie wzbudzająca zaufania pewność siebie prezenterów sprawia, że zaraz do głowy przychodzi myśl, czy to towarzystwo przeczytało ją ze zrozumieniem lub czy w ogóle? Być może wymięty egzemplarz książki w ręku redaktora, to dowód na rzeczowe przestudiowanie, choć równie dobrze to tylko efekt pozowania przed lustrem, po to tylko żeby wyuczyć się pozy wyglądającej na najbardziej profesjonalną?

Widać, że Didier Eribon (Jacek Poniedziałek) nie czuje komfortu, mimo troski, jaką otacza go para gospodarzy programu. Sytuacja do złudzenia przypomina tę z programów śniadaniowych, gdzie liczy się tylko biały, szeroki uśmiech prezentera i pokazanie światu, jakim to on jest erudytą. Jaśmina Polak i Yacine Zmit to wypisz wymaluj te wszystkie Popki, Propkopy, Rusiny, Cichopki, czy Chajzery – zaangażowani, znający się, elokwentni, potrafiący wczuć się w sytuację gościa, pełna perfekcja i skupienie. No tak, telewizja toczy się swoimi prawami, ten jest ważniejszy, kto ma głos. Nieomylni gospodarze mizdrzą się do kamery, są przemili, ale to tylko fasada. W rzeczywistości to para arogantów, gotowa w każdej chwili wytknąć na wizji wzajemne braki w wiedzy. Co zatrważające i gość w tym towarzystwie nie może czuć się bezpiecznie.

Postawa, którą reprezentują gospodarze show (jak widać rzeczowa publicystyka w telewizji jest warta tyle, co ubiegłoroczny śnieg, którego z resztą nie było) to brak podstaw dobrego wychowania i elementarnego warsztatu redakcyjnego. Zadufanie i skupienie na własnej osobie nie pozwala im skupić się na rozmowie z gościem. Tutaj nie ma znaczenia temat, na wierzchu ma być prowadzący, który w rzeczywistości jest gwiazdą programu. I tak te gwiazdki błyszczą w spektaklu Kalwat, raz błysną znajomością języka francuskiego (Yacine, z nieukrywaną satysfakcją poprawia francuską wymowę gościa, który jak się okazuje przez całe życie niepoprawnie nazywał rodzinne Remis). To znowu Jaśmina troskliwa o uczucia gościa, niczym krynica czystości, nie pozwala mu opowiedzieć własnymi słowami o tym jak był nazywany w dzieciństwie przez homofobiczne otoczenie, niczym cenzor, co chwila natarczywie proponując słowa brzmiące poprawne, nie oddające dosadności tej fatalnej sytuacji.

Ciekawym zabiegiem, będącym jednocześnie oczkiem puszczonym w stronę widza, ale i całkowicie nie subtelnym ukazaniem telewizyjnej rzeczywistości są spoty reklamowe, znienacka odtwarzane w momentach największego zaangażowania filozofa w dyskusję. Kiedy wspomina o chęci zmiany stopy życiowej, towarzyszącej mu w młodości, podobnie jak i większości ludzi wchodzących w dorosłość, niemal w połowie słowa wchodzi mu rozpoczynająca się transmisja reklamy nowoczesnych wieżowców, gdzie każdy będzie miał szerokie okna na świat. Podobnie kiedy doprowadzony do skraju wytrzymałości zaczyna przeklinać, dobrze widać, że jest bliski wybuchowi szału z głośników zaczyna dobiegać muzyka relaksacyjna i oczom widzów ukazuje się spot promujący nadmorski wyjazd połączony z kursem jogi – dedykowany każdemu, kto nie potrafi radzić sobie z emocjami i gwarantujący uczestnikom pełne wyciszenie, powrót do równowagi. Kłuje to bardzo w oczy, ale czyż nie przypomina tych wszystkich przerywników programów albo wszędobylskich reklam Google?

Sam Eribon stara się stawiać cichy opór natarczywym prowadzącym. Jest jak ofiara przemocy domowej, wie że to co się dzieje nie powinno mieć miejsca, ale próbuje ukryć przed publicznością fakt ciągłego upokarzania. Widać, że wspomnienia z lat wczesnej młodości są wciąż nie zasklepioną raną, że juwenilny dysonans tożsamościowy wciąż go nie opuścił. Być może nawet, fakt zmiany otoczenia i sytuacji życiowej o sto osiemdziesiąt procent tylko pogłębił te uczucia. Stał się człowiekiem nieprzystającym do żadnego środowiska. W Remis jest wymądrzającym się pedałem, który wyjechał do wielkiego świata i został przez ten wielki świat przemieniony na dziwaka. Natomiast po drugiej stronie światopoglądowej barykady to osobowość ceniona, a jednak stygmatyzowana ze względu na robotnicze pochodzenie. Czuć, sprzeczne emocje,które targają tego człowieka. Co prawda telewizja i jej funkcjonariusze, chcąc zawsze stać po dobrej stronie, przebierają Eribona we frak, co ma symbolizować, po której jest stronie, jednak to jest tylko przebranie, warstwa wierzchnia, nie mająca nic wspólnego z jego wrażliwym wnętrzem.

Można uznać, że cała ta sytuacja w studio telewizyjnym to kalka z życia autora “Powrotu do Remis”. Na każdym kroku musi udowadniać swoje prawo do życiowych wyborów, argumentować i stale dobijać się do głosu. Jak i w jego życiu, tak i tu wciąż musi walczyć o tożsamość. Widać, że wywiad, który zapowiadał się jak jeden z wielu stał się dla niego kolejnym powrotem do symbolicznego Remis. Po raz kolejny stał się tym młodym chłopakiem, który odkrywa swoją seksualność i zmuszony jest dorastać z piętnem odmieńca w konserwatywnym środowisku. Jego opowieść porusza, mimo że jest skrzętnie przykrywana przez prawa rządzące bezlitosną telewizją. Być może to lepiej? Dzięki temu jeszcze mocniej czuć tę potrzebę życia w zgodzie z sobą.

Jacek Poniedziałek jako Didier Eribon jest bardzo wiarygodny, można odnieść wrażenie, że opowiada własną historię. Zakłopotanie, widoczny brak komfortu, spowodowany wizytą w telewizyjnym studio, rozbiegany wzrok czy w końcu przytłoczenie osobowościami z tutejszych kanap, oraz jednoczesna zawziętość i trwanie przy swoich wartościach to prawdziwy majstersztyk. Dzięki tej wielowarstwowości i łączeniu przeciwległych biegunów uczuć i emocji, odnosi się wrażenie intymnego kontaktu z drugim, bardzo wrażliwym człowiekiem.

Udało się Katarzynie Kalwat wraz z ekipą z warszawskiego Nowego przygotować, w tym dziwnym dla teatru czasie, spektakl elektryzujący i pociągający, nawet jeśli tylko grany dla widza onlajnowego. W tym przypadku ta forma zupełnie nie powoduje uszczerbku dla odbioru, może nawet stać się zaletą, zważywszy na zaproponowaną formułę.

(1) Co prawda spektakl miał premierę w ramach ubiegłorocznej e-Boskiej Komedii 09.12.2020, jednak pokaz premierowy w Nowym Teatrze odbył się 10.01.2021


Didier Eribon
“Powrót do Remis”
Teatr Łaźnia Nowa, Nowy Teatr w Warszawie
Pokazy premierowe w ramach Boskiej Komedii: 9.12.2020, 13.12.2020 [online]
Pokaz premierowy w Nowym Teatrze: 10.01.2021 [online]
dramaturgia, tekst: Beniamin Bukowski
reżyseria, scenografia, kostiumy: Katarzyna Kalwat
muzyka: Wojciech Blecharz, Piotr Pacześniak
wideo: Antoni Grałek
audio navigator: Piotr Pacześniak
występują: Jaśmina Polak, Jacek Poniedziałek, Yacine Zmit

Udostępnij: