"Tango"

Nie te piki skurczybyki

„Tango” Sławomira Mrożka, napisane niemal sześćdziesiąt lat temu, opiera się upływowi czasu, wciąż rezonuje z rzeczywistością – zwłaszcza z obecnie panującą pochwałą drobnomieszczaństwa, wynoszeniem disco polo do rangi narodowego dziedzictwa, ze zdewociałą kościelną propagandą. Czyż nie przypomina to wydmuszki? Każda kolejna inscenizacja tej sztuki powinna być świętem teatru. Niestety „Tango”, jakie przygotował Piotr Ratajczak w Teatrze Nowym w Zabrzu, to tylko pstra fasada, za którą nie kryje się głębsza interpretacja silnego fundamentu, jakim jest tekst. Z przykrością trzeba przyznać, że to reżyseria, a raczej miałki pomysł na spektakl, zadecydowały o porażce tej realizacji. Co zaskakuje, gdyż mająca premierę wiosną w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej „Granica” według Zofii Nałkowskiej, wyszła Ratajczakowi bardzo ciekawie.

Już w pierwszych minutach przedstawienia rozbrzmiewa na tyle głośna muzyka, że nie sposób usłyszeć choćby jednego pełnego zdania wypowiadanego przez aktorów. Zamknięcie akcji w metalowym boksie, zbudowanym przez Maricna Chlandę na środku sceny, może sugerować, że scenograf nie miał pomysłu na wykorzystanie przestrzeni. A może budżet nie pozwolił na wypełnienie dekoracjami całej sceny? Czy chodziło o to, by Stomil mógł przeprowadzić swój eksperyment, który polegał na zamknięciu ludzi na określony czas? Ja tego nie kupuję.

Nie chcę wyjść na malkontenta, podobała mi się choreografia Tobiasza Sebastiana Berga, już za ilość scen tanecznych należą się mu wyrazy uznania. Widać, że zespół przeszedł nie lada szkołę, choć nie każdy aktor porusza się w równie wysublimowany sposób. Szczególnie pięknie został podkreślony powrót do dawnego porządku, to scena, w której Artur (Maciej Kaczor) i Eugeniusz (Jarosław Karpuk) wykonują brawurowo menueta. Chciałoby się, żeby ta scena trwała znacznie dłużej. Kostiumy Katarzyny Sobolewskiej sprawiają, że każdy z bohaterów wydaje się wyzwolony, ponieważ obnosi się z odważnym strojem, jest dumny z tego, kim jest. Najbardziej przewrotny jest kostium Eugenii (Renata Spinek). Nawet nie o to chodzi, że seniorka rodu ubrana została wyjątkowo wyzywająco (ma na sobie tylko obcisłe body i pończochy), jej strój po prostu dialoguje z wolną od konwenansów postacią. Ale to przerysowana postępowość w wykonaniu Renaty Spinek skupia uwagę widzów, a nie bunt Artura, który chce przywrócić miniony ład. Artur w śnieżnobiałym mundurku, niczym do przesady skrupulatny urzędnik, robi wszystko, by wytknąć drugiemu najdrobniejszy błąd.

Mateusz Lisiecki-Waligórski w roli Stomila to człowiek idący za postępem, ale to tylko poza, za którą kryje się konformizm. Scena eksperymentu, w której Stomil ubrany w lateksowe spodnie, białe futro, platformy i perukę (kojarzy się z drag queen albo z osoba transpłciową), ma na celu rozbawić widownię, nie zaś zwrócić uwagę na społeczne nierówności. Jedynym stąpającym twardo po ziemi w tym gronie jest Edek (Jakub Piwowarczyk), który być może jest nieokrzesany, ale z determinacją dąży do osiągnięcia władzy nad innymi i tym zyskuje przewagę.

Bunt Artura dla nikogo z bohaterów nie kończy się pomyślnie. Finał „Tanga”, czyli triumf Edka, u Mrożka przeraża brutalnością, dokonywany jest z zimną krwią, czego nie sposób dostrzec w Teatrze Nowym. Mimo pewnych zalet, ta inscenizacja nic nie wnosi do interpretacji tekstu, jest nijaka. Wielka strata, dramat mieści się w kanonie lektur, nie jeden młody człowiek pozna go za sprawą tego przedstawienia. Oby ta brokatowa rzeczywistość nie zostawiła w jego pamięci wyobrażenia, że teatr to miejsce, gdzie skąpo ubrani ludzie wiją się na scenie, mamrocząc coś pod nosem. Tu jednak chodzi o głębsze znaczenia.

Sławomir Mrożek
„Tango”
reżyseria, adaptacja tekstu, opracowanie muzyczne: Piotr Ratajczak
Teatr Nowy w Zabrzu, premiera: 17 czerwca 2023
występują: Izabela Baran, Dagmara Noszczyk, Renata Spinek, Maciej Kaczor, Jarosław Karpuk, Mateusz Lisiecki-Waligórski, Jakub Piwowarczyk

E-teatr

Udostępnij: