36. ULICA Festival

Dziennik Festiwalowy: 36. ULICA Festival – 3

Sobota to trzeci dzień, kiedy w ramach 36 edycji ULICA Festiwalu Kraków, ale i inne miasta Małopolski, ale nie tylko, zmieniają się w centrum teatru ulicznego. Podobnie, jak w poprzednich dniach, dziś można było wybrać się na spektakle z różnych zakątków świata, ale i rodzimych, gdyż organizatorzy zadbali, żeby program był bogaty.

Tak samo, jak wczoraj dzień zacząłem od teatru lalkowego. Spektakl “Roulettes” (Ruletki) w wykonaniu grupy Cía. eLe to też minimalna forma, które jednak pozostaje bogata w rozbudowaną fabułę. Dwie aktorki animują marionetki młodego chłopaka i starca. W spektaklu przeplata się młodzieńcza siła i nieokrzesanie z doświadczeniem życiowym, ale też zgorzkniałością, jaka może towarzyszyć zaawansowanemu wiekowi. Co jednak okazuje się tylko fasadą, kiedy starzec ubrawszy rolki, zaczyna wyrabiać piruety, co chłopak obserwuje z przerażeniem.

Ansámbel Nepravidelného Divadla (Zespół Teatru Nieregularnego) to grupa pochodząca ze Słowacji, która w spektaklu “WELCOME TO STUPIDITY – a sad street show” (WITAMY W GŁUPOCIE – smutny spektakl uliczny) skupiła się na problemie osób uważających się za wybranych, żeby dominować i mówić innym, jak postępować w dzisiejszym świecie. Jest to niewerbalny pojedynek prostego śmieciarza oraz mężczyzny uważającego się za przewodnika, chcącego pokazać światu, w jakim kierunku ma zmierzać. Oczywiście spektakl jest formą lekką, bawiącą widownię, a nawet angażuje ją do działania, ale serwowany humor do mnie nie przemówił.

Z perturbacjami musiał się zmierzyć Simon Llewellyn, artysta mieszkający w Finlandii, którego bagaż z rekwizytami do spektaklu zaginął. Mimo szybkiego skompletowania potrzebnych rzeczy, jak sam mówił, nie czuł się swobodnie, a jego popis zgromadził sporą widownię na krakowskim rynku. Dało się odczuć, że wykonuje swoje numery trochę niepewnie, ale zarówno żonglerka piłkami, czy utrzymywanie kilku kieliszków na łyżce umieszczonej w ustach skończyło się sukcesem i owacjami publiczności. Nawet gdyby nie przyznał się na początku występu o niedogodnościach podróży, ten cyrkowy popis były wart polecenia.

Dziś również na placu przed Starą Synagogą obejrzałem spektakl Konińskiego Teatru Tańca pod tytułem “Sztetl” będący opowieściom o żydowskiej historii tego miasta. Mimo że nic nie można zarzucić wykonaniu, choreografia była niezwykle dopracowana, a aktorki wykonywały sceny zbiorowa z zachowaniem synchronizacji, odczułem zgrzyt. Ciężko było mi połączyć elementy spektaklu – taniec, fragmenty książki “Uporczywe echo: Theo Richmonda, muzyka działająca na emocje… Nic odkrywczego to za sobą nie niosło. Spektakl przyciąga spojrzenia, pobudza zmysły, jest estetycznie czysty i to tyle. Szkoda, bo mogła to być nie tylko urokliwa, ale i pouczająca i wnosząca coś nowego lekcja historii, nie zaś urocza pocztówka.

“C’est la vie” to kolejna propozycja organizatora festiwalu – Teatru KTO. W dodatku premiera spektaklu zbiegła się z jego wczorajszym oficjalnym otwarciem, dziś po raz drugi można było ją obejrzeć. Reżyserujący Krzysztof Niedźwiedzki, odpowiedzialny też za scenariusz, połączył ze sobą trzy odmienne w czasie epoki za sprawą zestawienia małżeństw sprzed wieku, jego przełomu i współczesne. Trzy pary, mimo że tak odmienne mierzą się z podobnymi problemami dnia codziennego. W końcu nie ważne, kiedy i gdzie się żyje, rutyna i utarte szablony zawsze nas spotkają.

Na zakończenie trzeciego dnia zobaczyłem “Żywoty świętych osiedlowych. Dzielnica XIII”, przedstawienie będące również produkcja Teatru KTO. Zagrane w jednej z bram dzielnicy Podgórze traktuje o mieszkańcach podobnego miejsca, ludziach wykluczonych i pomijanych. Spektakl na podstawie “Żywotów świętych osiedlowych” Lidii Amejko, ubrany w kanwę realizmu magicznego fascynuje. Niezależnie, czy to sklepowy pijaczek, osoba z niepełnosprawnością zajmująca się tzw. pracą chałupniczą, czy palacz z sierocińca, każdy tu to inny święty. Dobór miejsca to najlepsza scenografia na ten spektakl, choć ilość miejsc dla widowni była mocno ograniczona, ale mimo ścisku, można było poczuć ten świat, nie mogąc w ogóle odwrócić oczu od tych świętych z grudki betonu.

Dobrze, że festiwal nie kończy się w sobotę, bo mimo przemieszczania się po całym mieście, nie sposób zobaczyć wszystkiego. Czwarty dzień zapowiada się równie intensywnie, jak poprzednie.

Udostępnij: