Spektaklu noszący miano stand-upu z definicji jest humorystyczny, a nawet lekko uszczypliwy. Wiadomo, jak się z kogoś śmiać, to na całego! Szkoda tylko, że czasem odbywa się to bez zachowania podstawowych zasad dobrego smaku. Czyż nie mówi się, że o zmarłych to tylko dobrze lub w ogóle?
„Czasy wypadł z ram” Teatru Zagłębia to autorskie przedstawienie Jacka Kozłowskiego (scenariusz i reżyseria), pochylił się w nim nad biografiami trzech diw polskiej estrady: Anny Jantar, Ewy Demarczyk, Violetty Villas. Spektakl utrzymany w klubowym nastroju nie jest bynajmniej laurką dla tych wybitnych piosenkarek. Ich życiorysy, także niepochlebne zachowania i przywary, stały się punktem wyjścia do z pozoru zabawnych opowieści. Oczywiście, beztroskie natrząsanie się z tych kobiet – w gruncie rzeczy nieszczęśliwych, bo nie zawsze radziły sobie ze sławą – śmieszy. Choć ja takiemu dowcipowi mówię stanowcze nie. Poza tym Kozłowski powierzchowne traktuje biografie kobiet, wyłuszcza tylko to co kontrowersyjne, nie biorąc pod uwagę szerszego kontekstu.
Anna Jantar ustami Szymona Majchrzaka przez cały występ nerwowo chichocze, opowiada o córce jako o największym balaście w życiu. Jest bliższa niedojrzałej nastolatce niż pierwowzorowi. Jej strój jest równie infantylny, nawiązuje do fascynacji Stanami Zjednoczonymi, ale w rzeczywistości to przebranie z szafy nastolatki. Ewa Demarczyk to jej kompletne przeciwieństwo. Jest ociężała, znużona i niezadowolona. Drażni pospolita „kurwa”, którą naszpikowany jest jej monolog. Tomasz Kocuj z toporną zalotnością podstarzałej kokoty świeci co rusz nogami w kabaretowych pończochach. Czy to wciąż Ewa Demarczyk, czy może jakaś jej nieprzyzwoita nocna wizja…? Chyba najlepiej z tego towarzystwa wypadła postać Violetty Villas. Po śmieci tytułuje się Sant Villas i opowiada z goryczą o spotkaniu z Matką Boską. Nie obyło się bez wspomnień z jej ostatnich dni, czy zestawień występów z czasów świetności z tymi przed szemranym towarzystwem w Lewinie Kłodzkim. Mimo że wizualnie Mirosławie Żak daleko do pierwowzoru, to po zamknięciu oczu można było pomyśleć, że na scenie jest prawdziwa Villas. Wykonanie „Oczu czarnych” to majstersztyk. Ta postać została potraktowana z największą uwagą i szacunkiem przez reżysera i autora tekstu. To rola pełna lekkiego dowcipu.
Spektakle pokazujące życiorysy znanych osób zazwyczaj się sprawdzają w teatrze, sosnowiecka premiera jednak rozczarowała. Na pustej scenie rzeźba z transparentnego plastiku, przypominającą budynek w trakcie wybuchu (scenografia Szymon Szewczyk). Ascetyczna dekoracja pozwala skupić uwagę na aktorze, co jest w pełni uzasadnione w stand-upie. Pomysł na zaangażowanie mężczyzn do ról kobiet jest przewrotny, trik bawi od pierwszego momentu, szkoda tylko, że nie został wykorzystany konsekwentnie. Gdyby na scenie byli tylko panowie, można by uznać ich występ za rewię drag queen, która z pewnością rozluźniłaby teatralne konwenanse. Niestety w Zagłębiu została zaserwowana tylko marna przebieranka, która bardziej przypomina szkolną zabawę niż show. Jest trochę zbyt kameralnie i klubowo, a szkoda, być może w przestrzeni poza główną sceną spektakl wywołałby zgoła inne emocje.
Razi też pewien szczegół, otóż Teatr Zagłębia stara się pretendować do rangi lokalnego centrum otwartości, równości, praw kobiet, nieformalnego podejścia do teatru. Chwali się to, w końcu teatr jest dla widzów, nie trzeba zawsze go odwiedzać w wykrochmalonej koszuli czy wytwornej sukni. Jednak niektóre słowa padające w „Czas wypadł z ram” są zbyt rubasznie, padają dowcipy, które mogą poruszyć nawet osobę tolerancyjną i nie będzie to pozytywne uczucie.
—
Jacek Kozłowski
„Czas wypadł z ram”
Teatr Zagłębia w Sosnowcu, premiera 25 czerwca 2021
reżyseria: Jacek Kozłowski
występują: Mirosława Żak, Tomasz Kocuj, Szymon Majchrzak
aranżacja i wykonanie utworów muzycznych: Rafał Miciński, Mateusz Zegan, Michał Maślak, Przemysław Borowiecki, Radosław Sierakowski, Kamil Tuszyński