„Poskromienie złośnicy” z Teatru Zagłębia w reżyserii Jacka Jabrzyka nie jest typowym wystawieniem klasycznego dramatu Williama Szekspira. To głos w dyskusji z patriarchalną wizją społeczeństwa, jaką pewne środowiska starają się za wszelką cenę utrzymać w polskim społeczeństwie. Zanurzenie w świat angielskiego mistrza komedii za sprawą adaptacji Huberta Sulimy, pozwala spojrzeć z dystansu, jakby przez krzywe zwierciadło i zmierzyć się z lękami, jakie coraz bardziej współczesny świat budzi w rządnej dawnej dominacji męskiej części społeczeństwa.
Akcja dramatu Szekspira odbywa się w Padwie, gdzie majętny Baptista Minola (Grzegorz Kwas) poszukuje męża, który zdecyduje się na ślub ze starszą z jego córek, Katarzyną (Marcin Gaweł). Kobieta jest opryskliwa i trudna w kontaktach, przez co nie posiada wielu adoratorów. W przeciwieństwie do młodszej siostry Bianki (Paweł Charyton), ale jej zamążpójściu opiera się ojciec, którego warunkiem jest wydanie za mąż w pierwszej kolejności starszej dziewczyny. Ku uciesze adoratorów oraz ojca na horyzoncie pojawia się Petruchio (Tomasz Kocuj), zubożały utracjusz z Werony, decydujący się na ślub z niesympatyczną panną, tylko ze względu na posag. Zaraz po ceremonii rozpoczyna tytułowe poskramianie, czyli działania, dziś uznane za przemoc, w celu złagodzenia charakteru małżonki.
Za sprawą prologu, w którym występują trzy aktorki (Natalia Bielecka, Adrianna Malecka, Mirosława Żak) można traktować spektakl jako sen mężczyzny, ponieważ nawiązują one do modelu wykorzystania kobiet w literaturze jako ozdobnika męskiego świata, elementu snu. Niestety zabrakło jednoznacznego nawiązania ich występu do dalszej akcji, co spowodowało nie tylko znudzenie widowni, ale też brak zrozumienia pojawienia się aktorek na scenie, które z resztą obsady nie wychodzą nawet do ukłonów. A szkoda, bo ten manifest sprzeciwu mógłby stać się silną osią narracyjną dla tekstu Szekspira, traktującego kobiety bardzo przedmiotowo. Być może zamysł reżysera jest mu bliski, skoro tak lakonicznie potraktował ten feministyczny manifest prologu?
Pomysł Jabrzyka, aby tę komedię Szekspira zagrali tylko mężczyźni, nawiązuje do tradycji teatru elżbietańskiego. Wyraźnie to bawi i współczesnych odbiorców, ale przez tak silne nacechowanie humorystyczne tłumi wydźwięk dzisiejszego odczytania angielskiego dramatu. Niemniej jednak drwiny z patriarchalnego podejścia do życia stanowią podstawę tej inscenizacji. Panowie chcą uważać się za wspaniałomyślnych, wiedzących jak postępować z białogłowami, tymczasem ich styl bycia to tylko przemoc. Traktują oni kobiety przedmiotowo, jako trofeum, po które sięgnie tylko ten najsilniejszy lub najbardziej przebiegły. Nie ma w ich postępkach odrobiny zrozumienia, czy partnerstwa. Oglądając to przedstawienie czuje się ogromne przerażenie faktem, jak przez lata męska część społeczeństwa traktowała kobiety.
W sosnowieckim spektaklu wyróżnia się Marcin Gaweł, za sprawą swojego wyglądu i stylu bycia – jego Katarzyna, a raczej Kasia, to kobieta o wyjątkowo antypatycznym uosobieniu, świadoma braku urody oraz szans na zamążpójście. Natomiast Bianka Pawła Charytona to dziewczyna o dość frywolnym nastawieniu, szukająca pociech cielesnych, piękna, ale nie grzesząca intelektem. Tomasz Kocuj, jako Petruchio jest życiowo nieporadny, co chce ukryć za tresurą małżonki. Podobnie reszta zalotników córek Baptisty, bawią się oni w dorosłość, adorując panny, bawiąc się nimi niczym lalkami.
To lekkie podejście do postaci dramatu stanowi jednak pewna rysę, ma się wrażenie, że reżyser pokierował bohaterów w stronę grubociosnego humoru, rodem z kabaretów opartych tylko na niesmacznych dowcipach. Z niepokojem obserwuje się, jak został wykpiony problem osób z niepełnosprawnościami, kiedy to zalotnicy Bianki udają nauczycieli muzyki. Pojawienie się Michała Bałagi na wózku w pozycji przypominającej Stephena Hawkinga, czy Przemysława Kani udającego niewidomego wzbudza salwy śmiechu, ale czy jesteśmy na tyle naiwnym społeczeństwem, że czyjeś inwalidztwo ma stać się punktem centralnym budowy żartu? Jeżeli tak, to widać polski teatr i nie tylko ma przed sobą jeszcze długą drogę w edukacji o empatii.
Struktura sosnowieckiego przedstawienia jest ciekawa, choć czerpanie nawiązań z licznych stylów powoduje poczucie chaosu. Teatr elżbietański, występ drag queen, manifest kobiet są rzeczami ciekawymi, ale brakuje ich połączenia, umotywowania poszczególnych scen. Niestety spektakl nie oswajaja widzów z queerową sztuką, reżyser wykorzystał klasyczny chwyt przebrania pokracznego chłopa w sukienkę, co nie stanowi wyszukanego zabiegu. Jedynym elementem spajającym spektakl jest scenografia Anny Marii Karczmarskiej i Mikołaja Małka: przyczepa kempingowa czy krzesła ogrodowe na scnie uzmysławiają prowizoryczność trwania przy patriarchalnych zasadach życia, wieszcząc szybki upadek tej opresyjnej filozofii. Stanowi to nawiązanie do wszystkich rozmów lepiej wiedzących mężczyzn w trakcie zakrapianych spotkań przy grillu.
Mimo humoru zawartego w spektaklu Jacka Jabrzyka ma on bardzo gorzki wydźwięk. Szczególnie przeraża rozbawienie publiczności ostatecznym spacyfikowaniem tytułowej złośnicy. Patrząc na liczne przykłady walki o równość płci, wydaje się, że aż tak komediowe pokazanie tego tematu jest lekceważące w stosunku do wszystkich aktywistek.
—
William Shakespeare
“Poskromienie złośnicy”
dramaturgia Hubert Sulima
reżyseria Jacek Jabrzyk
Teatr Zagłębia w Sosnowcu, premiera 1 kwietnia 2022
scenografia: Anna Kaczmarska, Mikołaj Małek
kostiumy: Paula Grocholska
muzyka: Jacek Sotomski, Michał Puchała
ruch sceniczny: Maciej „Gąsiu” Gośniowski
reżyseria światła: Aleksandr Prowaliński
rzeźby: Anna Karczmarska, Sonia Singsavang
przygotowanie wokalne: Ewa Zug
występują: Natalia Bielecka, Adrianna Malecka, Mirosława Żak, Michał Bałaga, Aleksander Blitek, Paweł Charyton, Marcin Gaweł, Maciej Gośniowski, Antoni Gryzik, Przemysław Kania, Tomasz Kocuj, Krzysztof Korzeniowski, Grzegorz Kwas, Wojciech Leśniak, Tomasz Muszyński, Andrzej Śleziak, Piotr Zawadzki
Sekcja polska Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych – Yorick