fot. Magd Hueckel

Dante w wirtualu

Warszawski Teatr Powszechny współpracując z Dream Adoption Society – grupą artystyczną wykorzystującą w pracy VR/AR/AI i inne nowe technologie – przygotował zaskakującą propozycję, spektakl przeniesiony w całości do przestrzeni wirtualnej. W „Boskiej Komedii 2.2” nie zobaczyliśmy aktorów ani wnętrz ich mieszkań, jak to ma miejsce w przygotowywanych obecnie namiastkach teatru. Widzimy w całości wirtualną przestrzeń stworzoną do tego działania zamiast typowej sceny.

Przedstawienie jest oparte na „Boskiej Komedii” Dantego Alighieri – średniowiecznym poemacie, którego akcja zawarta w stu pieśniach to wizja wędrówki poety poprzez Piekło, Czyściec i Raj. „Boska Komedia 2.2” w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego była bliższa obrazowi gry komputerowej niż teatralnej inscenizacji. Warto wspomnieć, że sceniczna premiera miała miejsce na początku lutego tego roku, jej wirtualna wersja to inna forma ze względu na przestrzeń gry. Można było odnieść wrażenie, że aktorzy, których awatary z nie zawsze doskonałymi ruchami poruszały się w przestrzeni, byli pozbawieni zwykłej koordynacji cielesnej. Dało to wrażenie futurystycznego snu wizji na temat poematu.

Autorzy VR-owego przedsięwzięcia postawili na agresywne bodźce. Ostre kolory, duży kontrast, a do tego drażniąca muzyka Jana Duszyńskiego grana na żywo stale wzbudzały niepokój. Widz nieprzyzwyczajony do takiej ekspresji mógł odczuć rozdrażnienie. Muszę przyznać, że oczekiwałem z nieukrywaną ciekawością dnia premiery, jednak nagromadzenie wrażeń wzrokowych i dźwiękowych wprawiło mój organizm w stan szoku przypominającego chorobę lokomocyjną i – niestety – po raz pierwszy w swojej historii widza byłem zmuszony wyjść z teatru (spektakle on-line uważam za pełnoprawne widowisko teatralne). Musiałem zaczerpnąć świeżego powietrza i uspokoić zmysły. Być może w przestrzeni realnej nagromadzenie bodźców uległoby naturalnemu rozładowaniu i nie szokowało jak w przekazie on-line.

Zdążyłem zauważyć, że i aktorzy pogubili się w przestrzeni cyfrowej. Kiedy tylko Dante przeszedł z Piekła do Czyśćca, nastąpił nieoczekiwany zwrot i technologia przejęła inicjatywę. Beatrycze (Sandra Korzeniak) zagubiła się w rozbudowanej wirtualnej przestrzeni. Kulisy zostały otwarte i obserwujący mogli zobaczyć poszukiwania, jak i usłyszeć kuluarowe rozmowy aktorów. Przyznaję, że było to całkiem zabawne i w pewnym sensie rekompensowało przedwczesne wyjście z przedstawienia.

Reżyser, który dowodzi kolektywem artystycznym Dream Adoption Society, przygotował wcześniej monodram Sandry Korzeniak „Skończyć z sądem bożym” na podstawie przedstawienia „Boska komedia”, teraz to był jego pełnoobsadowa wersja. Ciekawie byłoby ją oglądać bez pomocy wirtualnego kamerzysty. Taki odbiór byłby bliższy subiektywnemu śledzeniu aktorów na scenie. Być może taka forma nie wzbudzałaby aż tak panicznej reakcji organizmu, jak to było w moim przypadku.

Udostępnij: