fot. Dawid Ścigalski

Czas niesprawiedliwości

Wchodząc na widownię Małej Sceny Łaźni Nowej mamy przed oczami ogromny wizerunek uśmiechniętej dziewczyny ubranej w sportowy strój z początku dwudziestego wieku. W jej oczach widać młodzieńczy zapał, radość życia i beztroskę. To fotografia Zuzanny Ginczanki, a właściwie Zuzanny Poliny Gincburg – polskiej poetki, pochodzącej z żydowskiej rodziny, z Równego (dziś na terenie Ukrainy). Można by rzec, że to zdjęcie jednej z kobiet, których tak wiele tragicznie zginęło w czasie II wojny światowej. Jednak ta była nieprzeciętna. Wychowywana w dzieciństwie przez rosyjskojęzyczną babkę (rodzice po rozwodzie przedłożyli własne sprawy nad opiekę nad córką), stała się polską poetką. Całe krótkie życie dążyła do celu, którym było pisać po polsku i mierzyć się z najlepszymi. Dlatego dziś nie znamy jej jako Zuzanny Poliny Gincburg a jako Zuzannę Ginczankę, to nazwisko uważała za bardziej adekwatne.
Agnieszka Przepiórska stworzyła wiarygodną postać młodej i walecznej kobiety, którą rozpiera energia. Podobnie jak dziewczyna na zdjęciu jest ubrana w sportowy strój z epoki – biały i niewinny. Opowiada przejmująco losy bohaterki, utrzymując cały czas dynamiczne tempo monodramu. Zaczyna od Równego, relacjonuje, jak stawała się Ginczanką. Piotr Rowicki, w monolog wplótł jej wiersze, zarówno pierwsze, jeszcze nieporadne, jak i z rozkwitu twórczości. Dramatopisarz i aktorka sprawnie przeprowadzają przez najważniejsze etapy życia Ginczanki. Okres warszawski zaczyna się podjęciem studiów pedagogicznych. Przedwojenna stolica nie była miastem otwartym na każdego, poetka spotykała się ze stygmatyzacją, mimo że za Żydówkę się nie uważała. Nacjonalistyczne ugrupowania na uczelni zmusiły ją do rezygnacji ze studiów. Wymarzone miasto okazało się wrogie.
Czas wojny był dla niej, podobnie jak dla wielu obywateli Polski, ciągłą ucieczką. Przeniosła się do Lwowa, z którego musiała zbiec, wydana przez gospodynię. Słowami „Niech więc rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera,/ Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla,/ Donosicielko chyża” – utrwaliła ją w wierszu „Non omnis moriar”. Znalazła się w Krakowie, gdzie (jak mówiła) miała szczęście: wyszła za mąż nie z miłości, a dla bezpieczeństwa. Po roku ukrywania, wiosną 1944, wpadła, została zabita przez hitlerowców.
W krakowskim spektaklu oglądamy kobietę o wybitnym talencie, o ogromnej woli walki i uporze, żyjącą w upiornych czasach, kiedy panowała niesprawiedliwość. Pozostawiła życiorys i blisko dwieście utworów poetyckich, które nie pozwalają o niej zapomnieć.

Udostępnij: