„Botticelli” to drugi po “Spóźnionych odwiedzinach” tekst kanadyjskiego dramatopisarza Jordana Tannahilla, który znalazł się na afiszu Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Tym razem reżyserię powierzono Pawłowi Świątkowi, który przeniósł nas w realia renesansowej Florencji, czerpiąc dużo z współczesnego życia queerowych osób. Bo kimże innymi byli ówcześni artyści, jak nie kolorowymi ptakami życia towarzyskiego? Jak jednak można się przekonać, ich życiorysy nie były tak piękne, jak pojmuje się je z perspektywy kilku stuleci.
Botticellego (Mateusz Janicki) poznajemy, jako już uznanego artystę, który właśnie realizuje zlecenie dla swojego mocodawcy Lorenzo (Marcin Sianko). Medyceusz zlecił mu namalowanie portretu żony. Klarysa (Karolina Kazoń), wykorzystuje fakt spotkań z malarzem i uwodzi go. Nic w tym romansie nadzwyczajnego, gdyby nie to, że cała sprawa działa się cztery stulecia temu, kiedy pozycja kobiet była znacznie gorsza. Dodatkowo Sandro był w związku z młodziutkim Leonardo da Vinci (Rafał Szumera), czego nie ukrywał. Portret żony Medyceusza, jak na obecne realia okazał się nadzwyczaj odważny. To znana nam ilustracja, pokazująca Narodziny Wenus, które artysta malował ze wsparciem swego towarzysza, wchodzącego odważnie w tajniki sztuki.
Historia została pokazana bardzo współcześnie. Świątek połączył przeszłość z teraźniejszością. Bohaterowie spektaklu używają telefonów komórkowych, chodzą na squasha, do podróży poza miasto potrzebują aktualnego paszportu, spektakl wypełniony jest muzyką Dominika Strycharskiego rodem z pokazów mody. Nie można jednak zapominać, że akcja sztuki to czasy schyłku średniowiecza, gdzie kolejna z zaraz zaczyna dziesiątkować ludzi. Powoduje to wzrost napięcia wśród mieszkańców Florencji oraz zwiększenie niechęci do wąskiego grona Medyceuszy, które dysponuje dużą fortuną. To wystarcza, żeby na podatnym gruncie zasiać ziarno manipulacji. Duchowny Savonarola (Rafał Dziwisz) wygłasza płomienne kazania, gromadząc w ten sposób coraz więcej wiernych. Podgrzewa w tłumie przekonanie, że należy pozbyć się winowajców gniewu bożego. Prowadzi to do przekonania, że jedyną receptą będzie spalenie każdego sodomity, byleby tylko odsunąć od miasta chorobę, będącą karą za grzechy.
W tej całej zawierusze idei, wpływów, poglądów i racji, czego zwykle nie widać na pierwszy rzut oka w historiach sprzed wieków, jest tragiczna miłość dwojga mężczyzn. Po odkryciu tego w jaki sposób Botticelli namalował Klarysę, Lorenzo domyśla się, że łączyło ich coś więcej niż tylko relacja malarzy – modelka.W porywie złości grozi artyście okaleczeniem, a nawet śmiercią. Ostatecznie staje na uwięzieniu Leonarda, którego od początku Klarysa nie darzyła sympatią. Aby ratować ukochanego, Botticelli porywa się na współpracę z charyzmatycznym duchownym. Za cenę wyrzeczenia się mocodawców i spalenia całego dorobku ten podejmuje się starań o uwolnienie chłopaka. Dochodzi to do skutku, ale da Vinci to człowiek żyjący sztuką, nie dostrzega poświęcenia Sandra, tylko ucieka z miasta, gdzie nie widzi dalszych szans na tworzenie.
Mimo, że wydarzenia mogły mieć zupełnie inny przebieg, siłą tego spektaklu jest ukazanie, że homoseksualna miłość nie różni nie za wiele od heteronormatywnej. W końcu nie raz w teatrze, czy kinie pokazuje się historie traktujące o nieszczęśliwej miłości pomiędzy kobietą i mężczyzną. Dlatego należy się dużo szacunku, że Teatr im. Juliusza Słowackiego sięgnął po ten temat, gdyż jak widać historia nie jest czarno-biała, a pełna kolorów tęczy, osobowości, charakterów, uczuć i wrażliwych osób. Takim człowiekiem był niewątpliwie tytułowy Botticelli, o którego tożsamości od zawsze wiedziała jego matka, grana przez Martę Konarską. Co tylko pokazuje, że orientacja inna od heteronormatywnej nie jest niczym nadzwyczajnym.
—
„Botticelli”
autor: Jordan Tannahill
przekład: Marta Orczykowska
reżyseria: Paweł Świątek
Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, Scena MOS, premiera: 20.01.2023
występują: Karolina Kazoń, Marta Konarska, Rafał Dziwisz / Grzegorz Łukawski, Mateusz Janicki, Marcin Sianko, Rafał Szumera, Adam Wietrzyński